Natrafiłem na następujący akt chrztu z parafii starokrzepickiej (zapis skrócony ujmujący istotę sprawy)
.....stawił się Piotr Wąsiński albo Bugara. ...i oświadczył nam iż dnia siedmnastego bieżącego miesiąca i roku bieżącego o godzinie siódmey po południu, Julianna Berbesianka panna służąca dwadzieścia cztery lat maiąca w Starokrzepicach zamieszkała, w domu Grzegorza Sitka Rolnika pod numerem sześćdziesiątym dziewiątym porodziła Dziecię Płci Męskiej, które nam okazał i nadał Imię Łukasz - rzeczone oświadczenie i okazanie dziecięcia nastąpiło w przytomności Jego samego i Grzegorza Sitka Rolnika..... podpisany ks. Roman Wawrzyniec Maryanowski
W indeksie Łukasz zapisany jest jako Wąsiński.
W tym czasie Piotr był już żonaty i kilka miesięcy wcześniej urodziło mu się drugie dziecko.
Póki co nie natrafiłem jeszcze w latach póżniejszych (do końca XIX w.) na Łukasza Wąsińskiego - co nie oznacza,że takiego nie ma.
Czy ktoś miał podobny przypadek? Jak to tłumaczyć?
Panie Zygmuncie ze wspomnianego aktu nie wynika że zgłaszający był ojcem dziecka. Łukasz będący nieślubnym dzieckiem mógł nosić nazwisko matki a wpis w indeksie może być błędny. W indeksach jest sporo błędów zazwyczaj.
Mogło być również tak, że Łukasz Wąsiński ożenił się z panną z innej wioski i tam osiadł, jeśli jest to wieś sąsiednia to pewnie uda się go odszukać, jeśli jest to kilkadziesiąt kilometrów to nie będzie łatwo,a w księgach Starokrzepic już go nigdy nie będzie.
Ja mam przypadek przodka który "przemieścił" się o 30km, udało mi się go odszukać tylko dlatego że zbudował w nowym miejscu potężną gałąź genealogiczną
A ja myślę, że było zupełnie zwyczajnie - jak to w życiu bywa:
Panu Piotrowi Wąsińskiemu, mężowi i ojcu, wpadła w oko panna Julianna, służąca i... trochę sobie poromansowali. Może ździebko za wiele i po (statystycznie) dziewięciu miesiącach panna powiła jako panna - co nie było rzadkością, jeśli uważnie postudiować księgi metrykalne chrztów. Teraz też się zdarza - z tą różnicą, że dawniej mówiło się o tym po cichu, a teraz... teraz to się w ogóle o tym nie mówi, bo jakaż to sensacja?
Pan Piotr, człek równie szlachetny co kochliwy, wziął sprawy w swoje ręce i zabrawszy dziecię pod jedną pachę, a gospodarza panny pod drugą, zameldował się na plebanii. Tam oświadczył, że on dziecię spłodził (a nawet obiecał, że się z panną ożeni - ino ta ciutkę dojdzie do siebie) - a cooo - tym łatwiej mu poszło, że księżulo nie zbadał gościa na okoliczność żon, posiadanych przez niego na stanie, a przyprowadzony gospodarz Grzegorz gorliwie przytakiwał. I tym lepiej mu poszło (tu fantazjuję już ostro), że dziecię to był chłopak - podczas gdy do tej pory Pan Bóg jeno w córki był łaskaw (może da się to zbadać?) - a tu nareszcie potomek męski.
No i ksiądz Roman Wawrzyniec (dwojga imion) Maryanowski dokonał wpisu: "Łukasz Wąsiński".
Czy mogło tak być? - Mogło.
Ale mogło też być inaczej:
Panna Julianna przyjęła się na służbę u Grzegorza Sitka Rolnika. Teraz to przeróżne komisje helsińskie (czy jak to inaczej nazywają) ludziom w głowach poprzewracały, ale drzewiej to był porządek: służba powinna służyć i fertyk (niem. fertig - gotowe). Wiedział to gospodarz Grzegorz, wiedziała to służąca Julianna i... służyła mu jak tylko mogła i jak on chciał, ze wszystkich sił swoich. Ale gdzie drwa rąbią tam drzazgi lecą. Panna się zaokrągliła, ludzie gadali, stara zaczęła się odgrażać, że se pudzie i go stom *** zostawi i... Grzegorzowi wąsy opadły. Coś trza było z tą żabą zrobić. Przy piątym kuflu piwa dogadał się z niejakim Pietrkiem Wąsińskim (a może Bugarą) że ten mu ten-tego, a tamten mu za to ten-tamtego.
I Pietrek Wąsiński zgodził mu się robić za słupa, to znaczy za ojca, to znaczy, że Pietrek księdzu powi, że to on własnoręcznie (?) zmajstrował. Dalej już wiadomo: jest dziecię, ma imię, nawet nazwisko inne niż matki, Pan Bóg pobłogosławił, a ludziska niech siezdalatrzymiom.
Tylko jak to było z tymi nazwiskami Wąsiński i Bugara? Czy:
1/ jedno to było nazwisko a drugie przezwisko (przydomek) - albo odwrotnie,
2/ tak księdzu w głowie mącili, że ten się zupełnie pogubił,
3/ ksiądz był wczorajszy i mu się nie chciało, a w ogóle to on miał zwyczaj wypełniać księgi hurtem - raz na miesiąc, a pamięć bywa zawodna (znam jednego takiego Romka - i on tak właśnie ma),
4/ ???
Pomachiwajki
Kazimierz
Kiedy żartuję - to żartuję, ale kiedy jestem poważny... to też żartuję. Poza tym bywam wściekły
Ostatnia12 lata 1 tydzień temu edycja: Kazimierz Konopka od.
Wielokrotnie spotykałem się z wpisywaniem nazwiska zgłaszającego jako nazwisko dziecka w indeksie. Nie można wykluczyć że zgłaszający był biologicznym ojcem ale co jeśli dziecko figuruje pod nazwiskiem akuszerki. Myślę że ksiądz sporządzał indeks trochę automatycznie i z rozpędu wpisywał nazwisko osoby która w domyśle powinna być ojcem.
Tajemnice i zagadki są nieodłączną częścią genealogii.
Dobrze, że w XVIII i XIX w, nie znano badan genetycznych, bo wiele mozolnie sporządzonych "drzewek genealo" uschłoby.
Próbując wyjaśniać , z pozoru bardzo racjonalnie, niektóre przypadki tworzymy swoje konstrukcje (konstrukty) myślowe.
Życie toczyło się swoim trybem. I trzeba się pogodzić z tym, że przeszłe wydarzenia wymykają się naszej kontroli. Wszak podglądających kamer ( i nagrywających rozmowy telefonów komórkowych) przy tym nie było.
Dawne rodziny nie składały się jedynie z "biologicznych" dzieci.
Decydował zwyczaj kulturowy. Albo autorytet i pozycja głowy rodziny (domowego patriarchy).