Jerzy Duda- Gracz, a właściwie Jerzy Duda vel Gracz, bo taki zapis nazwiska widnieje w księgach metrykalnych, jeżeli chodzi o dziadka i ojca - Artysty. Jerzy Dzierżysław Duda vel Gracz, polski malarz, rysownik, scenograf, profesor, urodził się 20 marca 1941 roku w Częstochowie z Adama i Pelagii ze Stępniewskich. W 1962 roku ukończył Państwowe Liceum Technik Plastycznych w Częstochowie, a następnie w 1968 Akademię Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie Wydział Grafiki w filii w Katowicach; tam w latach 1976- 1982 był docentem, nauczycielem akademickim malarstwa i grafiki. Przez dziewięć lat do 2001 nauczał w Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie, a do chwili śmierci w 2004 pracował w Wydziale Radia i Telewizji im. K. Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.                

W swojej twórczości malarskiej był "wnikliwym satyrykiem" , obnażał ludzkie wady- głupotę, nietolerancję, zakłamanie, chamstwo, lenistwo...             

Jego słynne cykle malarskie to: "Motywy i Portrety", "Motywy, Tańce, Dialogi Polskie", Obrazy Jurajskie", "Pejzaże Polskie i Obrazy Prowincjonalno- Gminne", "Golgota Jasnogórska" i oczywiście ostatni poświęcony Chopinowi.           

Artysta zmarł na atak serca 5 listopada 2004 r. w trakcie pleneru malarskiego w Łagowie.

Sobota 20 Listopada 1920 r.
Piszę, bo mi tak smutno, tak smutno….., Już dawno skończyłam z nauką w kl. 8-mej z egzaminami, otrzymałam przykładnie naukę a teraz siedzę  piąty miesiąc w domu i czekam, …..  posady! Smutno mi, beznadziejnie smutno, ponieważ tyle miesięcy zmarnowałam tyle czasu upłynęło, a ja nic nie zarobiłam, nic nie sprawiłam sobie i nie wiem kiedy będę mogła pójść na uniwersytet. Wszystkie moje koleżanki mają zajęci, pracę a ja trawię bezczynnie czas. Tak mi źle. ….. Nie wiem czy jest co gorszego, jak szukanie posady w obecnych czasach. Wszystkie biura obsadzone mniej lub więcej wykształconemi i zdolnemi pannami, tak, że dla mnie panny z ośmioklasowym wykształceniem i maturą – miejsca nie ma! Podłe taki życie. Mama ciągle mi przyprawia, że mówiła mi zaraz po maturze, że powinnam starać się o posadę, zwłaszcza, że w lipcu kiedy wszyscy szli do wojska niezmiennie łatwo było dostać dobrą posadę. Ale ja pragnęłam odpocząć przynajmniej ze dwa miesiące, …… i odpoczywam już piąty miesiąc przymusowo. Wiem doskonale, że palnęłam głupstwo jakich wiele palnę w swoim życiu poświadomienie o tem jednakże – posady mi nie da. To tak źle jak się nie ma swoich pieniędzy. A ma się lat 19 skończonych. Żeby pójść na uniwerek muszę sama zdobyć odpowiednie fundusze na dalsze kształcenie… a tu nie ma skąd wziąć pracy, która dała by ten fundusz. Siedzę więc w domu i jestem jakimś popychadłem we wszelkich domowych robotach. Dusza skowyczy z upokorzenia, przygnębienia i bezsilnej złości, że sama wszystkiemu jestem winna. Hanka jest już od połowy października w Krakowie studiując ogrodnictwo zapracowuje się i jest szczęśliwa. Guta pracuje na polu pedagogicznym jak nauczycielka w szkole żydowskiej – powszechnej w Radomsku z pensją 3000 i deputatem, inne mają lekcje lub zapisały się na uniwersytet. … A ja, a ja? … co robię dla swej przyszłości? Kiedy pójdę na medycynę, kiedy ją skończę i kiedy zacznę pracować jako człowiek fachowy? Kiedy, kiedy, kiedy. I nie mogę sobie kupić nic prawie. Lekcji żadnych nie mam. Pracuję tylko w szpitalu garnizonowym w uniwersytecie żołnierskim, żeby zdobyć świadectwo pracy wojskowej, potrzebnej przy zapisie na uniwersytet – praca to honorowa. I jeszcze jak na złość Czyżewski, którego polubiłam ogromnie jako pojętnego ucznia i niezmiernie ciekawego przedstawiciela mego typu mężczyzny wyjechał. Tak mi go było żal, że aż płakać mi chciało bo nawet nie pożegnałam się z niem i nie dałam mu mojego adresu żeby do mnie napisał. A może lepiej, że tak się stało bo po co przedłużać znajomość szpitalną? Do niczego nie obowiązuje i obowiązywać nie powinna. Jednakże strasznie bym chciała spotkać go, bo podobno nie wyjechał z Częstochowy. Choć parę słów zamienić….. Nic z tego – na pewno! Przekonałam się, że to nie tylko z dziewczynami i koleżankami można rozmawiać o różnych ciekawych kwestiach niektórzy ludzie płci brzydkiej są również ciekawi i interesujący jako charaktery i typy. I lubię teraz chłopców i mężczyzn, bo się interesuję zwłaszcza młodzi chłopcy w moim lub w nieco starszym wieku przedstawiają dla mnie pewien szczególny interes, wśród nich bowiem mogę spotkać tego, którego mogę pokochać i być przezeń kochana. Czy to się stanie kiedy, nie wiem, nie przestaje to jednak być możliwem, przecież jestem młoda, inteligentna, wykształcona. Ładna? Niektórym ludziom mogę się podobać, do tej pory nie zdarzyło mi się nic podobnego. Lubię bardzo poznawać nowych ludzi, lubię poznawać nowe miejscowości, lubię czytać nadzwyczaj i poróżować. Dużo rzeczy jeszcze lubię – jest to nabytek mich lat dziewczęcych. Żałuję, że tak piszę, dużo rzeczy ciekawych uwieczniłam dla siebie jak np. stosunek z moją matką. Czyż ja taka sama będę dla swojej córki? Nie daj Boże! Wolę nigdy nie być matką nie mieć dzieci, a zwłaszcza córki, niż tak zatruwać wzajemnie sobie życie. Dwie najbliższe istoty, jakie są dla siebie matka i córka – powinny się kochać, rozumieć się, wybaczać sobie wiele rzeczy. A u nas co? Kocham swoją matkę wiem, że mama mię kocha, jednakże nie.. chwilami tej matki i matka moja niecierpi mnie również. I to nawet ani ja ani Mama nie jesteśmy żadnemi istotami bez czci i wiary, lecz mamy wiele zalet, a zarazem wiele wspólnych wad i dlatego pewnie te ciągłe starcia między nami. O, bo ja nie odznaczam się słodkim charakterem, ale nie mogę znieść różnych niesprawiedliwości i małostkowości Mama np. nic, a nic nie rozumie moich pragnień, moich dążeń wzwyż, chce abym poprzestała na swych 8-miu klasach dostała posadę i wyszła za mąż jak najprędzej by „nawóz z domu wywieść”. Jest czasem tak trywialną, że obrzydzenie zbiera, a przytem wszystkiem wiem, że to moja matka, że ją kochać powinienam i kocham i wiem, że jest dobra, tylko, że dużo wad takich drobnych pospolitych wad kobiecych i brak najmniejszego poczucia i świadomości istnienia swych wad. I dlatego też wszyscy są „źli”, tylko Mama  jest dobra, a własne dzieci są niewdzięczne, podłe itp. A wcale tak naprawdę nie jest, tylko nasz dom zamiast tępić te zarodki wad dziecięcych rozwijał je, sprzyjał dziwnie rozwojowi wszelkich niepotrzebnych i szkodliwych właściwości charakteru. I oto skutki, sami musimy później nad sobą pracować w trójnasób.  A zresztą po co o tem pisać? – Posady nie mam, nie mam, nie mam, ……

Drożyzna wzrasta, wzrasta przykładnie funt chleba 25 marek, funt mięsa 32 mk. Z początku listopada panowały dość silne mrozy, obecnie jest cieplej. Pogoda doskonała, sucho, nie ma deszczów, co nie wszystkich jednak cieszy – rolnicy smucą się bo to susza dla zboża zasianego niedobra. Grażyna i Januszek uczą się mieszkają z rodzicami w Rakowie, Ada została od 1 listopada 1919 w Lipiczu i prowadzi gospodarstwo Kobiele. Dobrze jej, a ja często ją odwiedzam, ale mama - z czem się zgadzam – nie jest wcale zachwycona. Grażyna bardzo dobrze się uczy (przygotowuje się do II-ej klasy), szczególnie ładnie pisze ćwiczenia. Zdolności literackie posiada zapewne, pokarze to przyszłość.

Wtorek 18 maja 1920r.
Często piszę w tym pamiętniku nie ma co! Dziś piszę dlatego, że rozpoczęły się maturalne egzamina i dziś był pierwszy z języka polskiego. Były 3 tematy do wyboru; czterowiersz z „Testamentu Nowackiego” (czy i o ile się spełniły jego nadzieje), dwór i zaścianek w powieści E. Orzeszkowej „Nad Niemnem”, - ten ja pisałam, i „legiony Polskie” w historycznej literaturze. Ostatniego tematu nie pisała ani jedna, dużo pisało pierwszy temat. Ja wzięła dugi, i napisałam idiotycznie, najwyżej na dwójkę. Jestem w bardzo nijakim humorze. Wiem, ze dostanę maturę ale podobno z trudem. Byle tylko dostać, w jaki sposób mniejsza! Zdaje nas 22 i 11 uczennic od nazaretanek, a więc 33. Delegatem pan Wrona miły i dobrze wychowany człowiek. Polonista od sióstr nazaretanek p. Kozielewski ma coś Chrystusowego w twarzy. Wszyscy mili niezmiernie i uprzejmi. Siedzę w pierwszym rzędzie przy drugim stoliku. Przede mną Stasia Bobińska, za mną Starkówna. Jutro mamy egzamin z łaciny, dość dobrze stoję z łaciny mam nawet czwórkę na ostatni tercjał, przed ósmą klasą miałam piątki zawsze – ciekawam jak mi się powiedzie. Muszę dziś zabrać się do tłumaczenia Cezara. Żeby tylko zdać! Wszystko mniejsza. W ósmej klasie było ani porządnie trudno miałam trójki – przeważnie i przestałam teraz oceniać ludzi i koleżanki podług (nieczytelne) i uczenia się, - zawodny to sposób. Można być głupią, a dobrze się uczyć i odwrotnie. Czasami mam złe pióro i bazgrze. W tym roku ponieważ miałam dużo nauki nic nie robiłam, to znaczy nie pomagałam mamie w gospodarstwie. Do Lipicza wyjeżdżałam zwykle na święta i na zielone świątki, po pisemnych jadę również na parę dni. Ada w Lipiczu została pomimo, że w listopadzie wyjechała Doktorowa i jest tylko oprócz p. L pani Głuchowska. Na wakacje zjeżdża zwykle cała familia Głuchowskich z Łodzi. Widzę, że pomimo iż zdaję na maturę i kończę ósmą klasę nie umiem jeszcze dobrze pisać – to znaczy poprawnie, skaczę z przedmiotu na przedmiot i to wszystko jakoś nie ma wspólnej myśli łączącej je czy myśli przewodniej. Zresztą mniejsza o to, piszę to tylko dla siebie, gdyż wątpię czy kto, choćby mu wpadł w ręce ten dzienniczek właśnie, chciałby czytać, - takie to wszystko nudne! Nawet mnie samą nudzą te bazgraniny! I nie wiem sama po co i na co piszę? Żeby papier psuć, taki drogi obecnie! Nieciekawa moja dusza, a więc i bazgroły nieciekawe, wszelkie pisanie bowiem odzwierciedla ludzką duszę. Moja dusza, …..  taka jak mój dziennik! Klękajcie przed nią narody i budźcie się, o ile ……, nie znudzicie się. Ja sana naprzykład nigdy się nie nudzę wystarczam sama sobie, ale z niektórymi ludźmi tak się nudzę, że coś okropnego. Z książkami niekiedy – też się nudzę zależy zresztą z któremi. Wieszczów tak kocham, że nudni są dla mnie nigdy, łacina natomiast i wszelkie Rebiery, Klonowscy znudzili mi się okropnie. No, ale tak odmieniam przez wszystkie czasy i tryby czasownik nudzić się, że to wszystko rzeczywiście staje się nudne.  – Wiosna w tym roku przepyszna, wczesna, ciepła. Maj może nawet najchłodniejszy ze wszystkich wiosennych miesięcy jest ładny, bzy, konwalie, narcyzy i inne fiołki od dawna przekwitły, kwitną jeszcze kasztany – niby choinki ze świecidełkami – sady kwitły bardzo ładnie i obficie, zwłaszcza jabłonie obsypane były blado-różowym kwieciem, niby kobiety śląskie! Bo kobiety śląskie barwnie się ubierają, właśnie tak jasno blado-różowo i suto, że przypominają kwitnące jabłonie, cokolwiek innego kształtu sama to widziałam. Nie wiem tylko skąd mi takie porównanie nasunęło – pewnie pod wpływem polskiego ćwiczenia, w którem mówiłam i pisałam o szlachciankach i zamiłowaniu ich do barw jasnych zwłaszcza różowej. Piszę tak wyraźnie, że kto jak kto ale Józek to by mnie na pewno nie przeczytał bo nie znosił mojego niewyraźnego pisma!

Biedny Józek – rok nie długo, bo w czerwcu jak jest w wojsku i strasznie chorował na tyfus plamisty. Pisze obecnie długie listy, dość poprawnie, które przechowujemy pod doniczką na oknie w obawie przed tyfusem, podobno bowiem jeszcze niezupełnie zdrów. Ale co ważniejsze byłam przecież w Krakowie przez trzy dni 8,9 i 10 maja – nasza i siódma klasa miałyśmy własny wagon i bardzo nam było dobrze. Kraków jest zachwycający i chciałabym się w nim uczyć, marnie tylko jadają w tym Krakowie codziennie jadałyśmy gdzie indziej i coraz to różniejsze okropności. Zwiedzałyśmy dokumentnie choć pobieżnie wszystkie muzea, dzwony, kościoły, parki i rzeczy ale dość powierzchownie. Kiedy indziej zwiedzę dokładnie. Byłyśmy dwa razy w teatrze na „Ślubach Panieńskich” i na „Ponad śnieg” Żeromskiego, prześliczna jest kurtyna Siemiradzkiego i przepyszne witraże Wyspiańskiego u Franciszkanów – tyle pamiętam. Muzeum narodowe – bogate względnie. Spałyśmy również niżej krytyki na Pop… 22 na ławkach dziecinnych wróciłam strasznie zmęczona. W drodze powrotnej urozmaicał nam czas pan Włodzimierz Dusiński kolejarz, bardzo gramatycznie i stylistycznie mówiący aż artysta amant, nie mający szczęścia do kobiet i zbierający adresy uczestniczek miłej podróży. Ubawiłyśmy jego deklamacją, białym wierszem, śpiewem wcale niezłym, i obyciem zamieniającym szkołę francuską , główną zasadą której „nie odwracać się nigdy tyłem do publiczności”. Nie spodziewał się na pewno, że dostanie się do mego pamiętnika czy dziennika, ale pewnie byłby niezmiernie zadowolony. Niezadowolona natomiast byłaby Hanka i Guta gdyby ujrzały, że daremno szukają figurujących swych imion czy nazwisk. Marzy się kiedy o nich rozpisać. …. Po maturze. Tyle z niemi przeżyłam. Hankę mogę uwiecznić choćby przez wdzięczność (papier cierpliwy na moje wynurzenia), a Gutę …, no to taki ciekawy charakter, że on by była najszerzej zdumiona -, gdyby wiedziała , że, ja o niej nic nie piszę. Jakto! o niej! ani słówka! i to Janka, która tak się nią interesuje. To Ciekawe! Więc obiecuję Ci Haneczko i Tobie Guto … poprawę i kilka stron o was napiszę. A i o Tobie Zosiu nie zapomnę napiszę, napiszę, a jakże, a jakże….! Podobno ja tam w Waszych dzienniczkach figuruję, zwłaszcza u Hanki, bo u Guty – to mocno wątpię, tyje jest ciekawych do opisania i o Władku niż o Jance czy Hance, czy jakiejś tam innej koleżance trzeba więc pięknym za nadobne zapłacić. Pamiętny będzie pierwszy dzień pisemnych egzaminów; tyle stron zapisałam w mym dzienniczku! Jakąś dziwną ochotę czuję, w danej chwili do pióra. Może to chwila objawienia się zdolności literackich ? może!, może! Gdybym jednak częściej odczuwała podobne ochoty…, to prędko skończyłby się ten zeszycik, ale dużoby znanych rzeczy pozostało ku pamięci i czci potomnych. Humor już w tej chwili mam określony: ironiczno – głupio – idiotyczno – szyderczo – wesoło – doskonały! Ciekawe! Powiedziała by ciekawa Guta, co nawet zdążył zauważyć p. Tymański. Wyczerpał się już mój zapas dowcipu pomimo humoru z tyloma określeniami doskonałego i to zresztą bardzo dobrze, trzeba bowiem wziąć do łaciny na jutro o Cezarze i Ty …. pójdźcie do mnie, rozjaśnijcie swemi jasnemi historiami tępą głowę żebym jutro nie zrobiła parodii z wszystkich  cudnie-pięknych dzieł. We własnym interesie! Jeszcze jedno tylko muszę zaznaczyć, że pan Stach Barylski – artysta rzeźbiarz interesujący człowiek.

Kiedy przechadzamy się po cmentarzu miedzy grobami, rzucają nam się w oczy opuszczone i zaniedbane, często zapadnięte groby bez inskrypcji, oznaczone tylko skromnym krzyżem. Podczas jednej z takich przechadzek wpadłem na pomysł, aby nie pozostawać bezczynnym wobec takiego stanu rzeczy i korzystając z faktu, iż działam w przestrzeni artystycznej, postanowiłem wykorzystać swoje umiejętności i odrestaurować inskrypcje nagrobne.

Rozpoczęcie tej akcji miało związek z prowadzonymi przeze mnie badaniami genealogicznymi, dotyczącymi historii moich przodków, w trakcie których natrafiłem na kilkanaście zaniedbanych mogił. Korzystając z własnej wiedzy i z przekazów seniorów rodu usystematyzowałem informacje na temat tych bezimiennych grobów. Z racji tego, że zawodowo zajmuję się między innymi kaligrafią postanowiłem stworzyć opisy tych mogił, aby moi najbliżsi nie zostali zapomniani. Do tego celu używam starych tabliczek nagrobnych pozbawionych treści, które odmalowuję farbą olejną.

Pierwsza tablica, która została wykuta przeze mnie przed pięcioma laty była poświęcona moim prapradziadkom – Annie Glińskiej z Krygierów zmarłej 1917 roku i jej mężowi Walentemu Glińskiemu zmarłemu w 1936 – weteranowi wojny rosyjsko-tureckiej (1877-1878). Grób ten znajduje się na cmentarzu św. Rocha w Częstochowie. Ponadto udało mi się odnowić inne brakujące inskrypcje na tym cmentarzu, między innymi siostry mojego prapradziadka Julianny z Glińskich Praskiej zmarłej w 1933 roku, Stanisława Krygiera zmarłego również w 1933 – brata ciotecznego mojej prababki, Jana Gawrona zmarłego w 1999 – męża siostry ciotecznej mojego ojca i kilka innych. Jestem w trakcie wykuwania w kamieniu inskrypcji na grób mojej praprababki Agnes z Murgallów Weimann zmarłej w 1917 roku oraz z nią pochowanych – Stanisławy Weimann zmarłej w 1928 – siostry mojej babci, a także Idzi z Kostrzewów Wajsberger zmarłej w 1991 – siostry mojej mamy. Na kolejnym cmentarzu we Mstowie w nowe tabliczki zaopatrzyłem groby: Marianny Jaksender zmarłej w 1960 roku – siostry mojej babci, Michaliny z Choryłków Jaksendrowej zmarłej w 1950 – mojej praprababci oraz Adama Jury zmarłego w 1936 – szwagra mojej babci.

Moim zamiarem jest zainteresowanie innych osób, aby włączyły się do akcji i nie pozostały obojętne na widok zaniedbanych mogił swoich bliskich oraz innych zmarłych. W galerii kilka zdjęć z przebiegu moich działań.

Pozdrawiam, Rafał J.A. Cierpiał

Sobota 30 sierpnia 1919.
Mój drogi dzienniczku! Strasznie dawno nic nie zapisałam na twych kartkach swoich wrażeń, myśli i uczuć. A teraz czasy zmieniają się, ciągle coś nowego, wraz z czasem zmieniam się i ja. Przeszła już obecnie do klasy 8-ej, skończyłam osiemnaście lat jestem więc dorosłą panną. Kiedy zaczęłam pisać ten dziennik miałam 13 lat, ale widocznie w złą chwilę zaczęłam, bo strasznie jest nudny i niewielki. Zanadto dużo piszę o sobie i dlatego takie wszystko mdłe i nieciekawe. Wszędzie spotykam te myśli i zdania, świadczące o dążeniu do czegoś do jakiejś doskonałości, idei, wykazujące moją słabość, marnotę i pospolitość, ale nic ponadto. Żadnego postępu, żadnej poprawy. Ciągła zmiana, i ciągle to samo. Mając lat 10-12-14, zaczęłam myśleć nad sobą, zastanawiać się, analizować siebie i sądziłam, że jak będę miała 16 lat - to–ho! ho!, będę już człowiekiem co się zowie , panującym nad sobą, walczącym ze swymi wadami i odnoszącym zwycięstwa nad nimi. Tymczasem … mam już niedaleko dwadzieścia, a historia ta sama, ciągle jeszcze dziecko, pomimo, że już nie dziecko, niewyrobiona kurka, pełna wad i zdrożności. Czy ja zawsze będę taka? Do samej śmierci? Ciągle niedoskonała? Pewnie nie inaczej. Jakże jestem słaba, bez woli, i jak człowiek jest słaby. Nudna jestem przy tem okropnie, co wyraźnie widać z tego wszystkiego. Gwiżdżę! - wojna już się skończyła, ale ciągle jest wojna. Tak jak wszystko niby jest, niby nie ma. Niby to już pobito Niemców, Austriaków, zawarto pokój, ale ciągle jeszcze czuć wojnę, fabryki stoją, drożyzna, nie mają zajęcia setki robotników. Polska już wolna, samodzielna, ale musi toczyć walki z bolszewikami, Ukraińcami i innemi osłami. Jest biedna ta nasza ukochana Polska! Ale już wolna! Trzej moi bracia Oleś, Maniek i Józio są w wojsku polskim walczą za sprawę polską. I ja jestem z tego dumna. Jest nas obecnie  w domu troje; ja, Kazik i Tadek. Chłopcy nasi powyrastali, niewiele jeszcze umieją i niewiele się uczą. Nie ma warunków odpowiednich. Jest mi ich strasznie żal. Jest to niejako tragedią mojego życia, że nie mam w rodzinie nikogo wykształconego na równym ze mną poziomie. Czuć, że niewiele są (..?..) a jednak najwięcej ze swego otoczenia – jak to nie miło. Jeszcze tylko rok z skończę osiem klas, naturalnie o ile się nie zetnę. I co będzie dalej? To już tak blisko. Pewnie zrezygnuję z marzeń o dlaszem kształceniu się, a wezmę się do pracy na Kawałek Chleba. Życie nie jest łatwe, chociaż lubię życie. Życie obcina skrzydła, a jednak żyć się pragnie. I żyć trzeba. Zresztą jestem młoda mam przed sobą przyszłość. Nie doznałam jeszcze cierpień ludzkich, więc dlaczegobym miała życia nie kochać. Może doznam jeszcze czego miłego i przyjemnego? Jeszcze nikogo nie kochałam, a przecież miłość daje chwile najbardziej szczęśliwe. A przecież ma lat już osiemnaście ! Myślę czasem, że ja się zestarzeje i nigdy nie poznam pokrewnej mi duszy, połowy mej duszy, bo dotąd to znam tak mało  jeszcze ludzi, a szczególnie takich którzyby kwalifikowali się na przedmiot miłości. Więc serce moje jeszcze śpi ! Jakie to wszystko śmieszne i dziecinne takie traktowanie sprawy. – Chciałabym bardzo spotkać kogoś takiego któryby osądził mnie i wyrzekł zdanie o moim charakterze. Chciałabym spotkać filozofa, psychologa, fizjonomistę żeby orzekł jaka jestem. Czy jest choć trochę we mnie jakiś (..?..). podstawy materiał na człowieka? Bo ja się znam trochę, ale jeszcze niewiele, a raczej nie znam się jeszcze. Takie nieraz dostrzegam sprzeczności w sobie, takie kontrasty, że sama jestem zdziwiona nad tą moją dziwnością. Czy ja się poznam kiedy dobrze i opanuję – nie wiem. Strasznie trudno opanować siebie, ale jak ro rozkosz być panią siebie!
Skończyły się wakacje, rok szkolny rozpoczął się z dniem 30 sierpnia. Byłyśmy w kościele na Jasnej Górze. Prefektem będzie ks. Gmochowski, ksiądz dość dostojny, ani pociągający, ani odpychający. Mówił o potrzebie nauki i o tem jak ją powinnyśmy zdobywać. Z początku ziewałam ale później zgodziłam się z nim zupełnie, choć niczego nowego nie usłyszałam. W poniedziałek 1 września mamy być o 8 ½ g na pensji. Koleżanki jeszcze nie wszystkie się zjechały nie ma Hanki Wrzoskówny, Guty Glikmakówny, Zosi Mikówny i reszty. Było nas z ósmej tylko trzy Zosia Chochołówna, Zosia Leksowna i ja. Ja w piątek wieczorem wróciłam z Lipicza, gdzie przebywałam od wtorku. Było przyjemnie i miło jak zwykle. Wakacje spędziłam w ogóle nie nudnie chociaż nie uczyłam się nic zgoła za to uczyłam innych miałam kilka korepetycji, zarobiłam około 400 marek. Strasznie jestem z tego zadowolona. Jeszcze mi jednak nie wszystkie zapłaciły, Hejmerówna winna mi 100 marek, Felcia Bonacka 60. Czy aby zapisać? Od 14 czerwca do 5 lipca byłam w Lipiczu. Bardzo mi Lipicze podoba. Położenie malownicze, las śliczny. Dwór stary drewniany, miły i cichy. Mieszkańcy sympatyczni i dobrzy. Pan Ziółkowski lubił mnie dość, objawiając swą sympatię częstym obcałowywaniem mię. To jego zwyczaj stosowany do wszystkich krewnych i znajomych. Na razie to Ada rządzi wszystkim, gospodarstwo kobiece w jej rękach i rządzi dobrze. Ale niestety niedługo to będzie, gdyż doktorowa wybiera się po trzechletnim pobycie do Rakowa. Dzieci trzeba uczyć. Grażyna skończy niedługo 9 lat. Ciekawam jak tam Ziółkowski będzie się czół sam w Lipiczu bo strasznie się przyzwyczaił do nich. Żal mi Go. – My wszyscy jesteśmy jak zawsze zdrowi, ojciec pracuje u szarytek w ogrodzie, mieszkamy na ulicy Barbary 53 już od roku. Mama pracuje jeszcze bardzo. Ja niewiele pomagam, bo albo się uczę, albo wypoczywam. Ciężkie jest życie. Lato mija.

Środa 1 Stycznia 1919
No i minął rok 1918! Jak prędko! Co wyniosłam z tego minionego roku tego życia, czy zmądrzałam, czy udoskonaliłam choć trochę moją duszę? Takie pytania powinnam sobie postawić i stawiam. Bo odpowiedź powinna być sumienna , ale ja mam tylko taką; Bo ja wiem? Czy ja wiem? Zdaje mi się, że trochę tak. Zresztą gwiżdżę na wszystko! Teraz dzieją się takie rzeczy, takie przewroty w całym świecie, takie historyczne czasy przeżywamy. Że nie sposób myśleć o sobie. Rosja upadła, Niemcy upadły – a Polska powstała i koalicja odniosła zwycięstwo na całej linii bojowej. I imię Wilsona góruje nad wszystkim. On spokój sprowadzi dla całej Europy i Polskę podniósł.

Otrzymaliśmy ciekawy artykuł autorstwa pana Wojciecha Rotarskiego. Myślimy, że wzbogaci on nasze wiadomości o mieszkańcach Częstochowy którzy oddali życie dla odzyskania niepodległości:

Zamierzeniem autora było opublikowanie listy częstochowian poległych za Ojczyznę w latach 1914–1921 – walczących w szeregach Legionów Polskich, od XI 1918 r. w Wojsku Polskim (łącznie z gimnazjalistami, którzy brali udział w rozbrajaniu Niemców) i w oddziałach III powstania śląskiego. Nie odnaleziono mieszkańców naszego miasta, którzy polegli w powstaniu wielkopolskim. Przez częstochowian rozumie się nie tylko urodzonych w Częstochowie, ale także tych wszystkich, którzy przez lata nauki bądź działalności związali się z miastem.

Artykuł do pobrania w formacie PDF

Kilka lat temu opisałem historię powstania i zasiedlenia wsi Kijas w gminie Konopiska. Kontynuując tę historyczną podróż, postanowiłem odtworzyć również to co działo się we wsi Wygoda. Miejscowości te były powiązane ze sobą nie tylko przez sąsiedztwo, ale również poprzez nazwę urzędową Wygoda-Kijas, stosowaną prawdopodobnie w latach 1952 – 2012.

Skąd wzięła się nazwa wsi? Na pewno nie wiąże się z nazwiskiem żadnym z jej mieszkańców. Może wpływ na nią miały dobre warunki do osiedlania się, takie jak droga łącząca Konopiska z Dźbowem i skrzyżowanie z drogą na Wąsosz? Może w tamtych czasach ludzie powiadali „…osiedlać się tam to wygoda”

W opracowaniu oparłem się głównie na księgach metrykalnych i księdze meldunkowej z lat trzydziestych XX wieku - znajdujących się w Archiwum Państwowym w Częstochowie.

17 marca 1918 roku. Niedziela  Już nie mieszkamy w rzeźni tylko na ulicy Teatralnej obecnie Tadeusza Kościuszki vis a vis naszej pensji Lokalu bardzo blisko, powetuję więc sobie to dalekie chodzenie. Mieszkamy u dokt. Okuszki w kuchence, a oprócz tego mamy mieszkanie na Fabrycznej, gdzie są złożone rzeczy. Ojciec pracuje w majątku p. Popławskiej. Co to zmian od tego czasu zaszło od tego czasu, jak ostatni raz pisałam w tym dzienniczku. Oto np. Oleś jest w wojsku polskim już od listopada 1917 r. następnie wojna trwa w dalszym ciągu i nie myśli się skończyć, Niemcy zawarli pokój z Ukrainą i oddali jej Chełmszczyznę z Polesiem. Jak podłość! Wyrywają bowiem szwaby ziemie czysto polskie i mające się  polską i oddają je jakimś za zborze które im w zamian obiecali. To też krzywda ta dziejąca się nam obudziła cały naród i cała Polska jak jeden mąż zaprotestowała przeciw takiemu podziałowi. Niemcy poradzili sobie w ten sposób, że ponakładali masę kontrybucji, poczynili wiele aresztowań i w Częstochowie np. zabrali Jarmułowicza skazują go na 10 lat ciężkiego więzienia. Czyż nie okropne? Ale co zrobić? Oni silniejsi – do czasu więc należy cierpieć.

W tym roku zimy prawie, że nie było a przynajmniej bardzo lekka. W styczniu i lutym było bardzo ciepło, w styczniu były nawet burze z piorunami. Obecnie w marcu jest również ciepło, i na ulicach wszyscy spacerują już w lekkich strojach. Drzewa już mają pączki w powietrzu czuć ciepło wiosenne i ja przeżywam już siedemnastą wiosnę, tak już znaną dla mnie, a tak nową. Słońce nie zważając na powszechną drożyznę. Ile ze zwykłą hojnością rozrzutnością niemal snopy ciepłych promieni radujące bardzo biednych i bogatych. Ptaszęta drogie śpiewają radośnie i wesoło, czując , że minęła już zima, która wprawdzie nie była zbyt sroga dla nich w tym roku, ale zawsze wiosna usposabia bardziej optymistycznie. Wiosna chce się żyć! Nawet we wojnę. Człowiek jest pełen nadziei lepszego jutra. – Widzę, że w tym roku jeszcze nie zanosi się zupełnie na koniec wojny i spełnienia inaczej świąt wielkanocnych. Już nawet nie chce się o nich myśleć. Żyję z dnia na dzień. I chociaż osobiście tak nie odczuwam tego codziennego życia, tego zmartwienia o jutro i obawy o brak chleba – jednakże słysząc narzekania i widząc zmartwione rodziców mimo woli przygnębiająco to działa na duszę młodzieńczą. Brak koniecznej i niezbędnej odzieży również daje się we znaki.

Dnia 2 marca był u nas Kazik Kwapiński, spędził u nas cały wieczór i podobno wyniósł miłe wspomnienia, szczególnie z mego towarzystwa, o czym zapewnia w przysłanej karcie 15 b.m. Śliczna karta! Pacholę o złotych włosach i  lanczowych oczętach z brwiami ślicznie zarysowanymi i noskiem regularnym, siedzi nad urwiskiem pokrytym bujną trawą i gra na ligawce wykręconej z niedalego rosnącej wierzby. Koszulina związana czerwoną tasiemką, u pasa kozik na długim sznurku i zgrabne spodówki tworzą odzież chłopięcą. Nad głową dziecka skowronki zanoszą pienia radosne. Całość tworzy wiosnę. Pierwsza to karta jaką otrzymałam od chłopca. Muszę mu odpisać. Młody Kwapiński ma lat 21, jest więc 4 lata starszy. Przystojny, zgrabny i zdrowy, nie tak jak jego bracia, którzy powymierali na suchoty. On obecnie jest jedynakiem i to bogatym. W domu u nas uważają go za mego narzeczonego. Komiczni! Czuję, że nigdy bym go sobie nie wybrała, …. na dozgonnego towarzysza. Czy to nie śmieszne takie rozumowania siedemnastoletniej prawie dziewczyny? Ja w ogóle jestem taka głupia, że aż litość bierze.

Na pensję chodzę, jestem oczywiście w 6-tej klasie. Koleżanki mam te same, Tylko Kasia Łypsówna ma teraz Grottówny, Blankę i Helkę za przyjaciółki i od nas się oddaliła. Lekcje idą jak dawniej dość łatwo. Zbliża się drugi tercjał, cenzury dostaniem prawdopodobnie 23 marca, gdyż Wielkanoc w tym roku dość wcześnie. U spowiedzi wielkanocnej już byłyśmy. Ja do tej pory, to prawie się nie poprawiłam. Szczególnie dzisiaj uznałam jaka jestem okropnie podła. Nie, nie jestem taka, bo przecież wiem, że tyle mam wad a nie że się poprawiam.

Logowanie