Sprawa zabójstwa na Jasnej Górze w Częstochowie z początku XX wieku budziła sensację na terenie wszystkich trzech zaborów. Zakonnik Damazy (Kacper) Macoch zamordował Wacława Ewarysta Macocha męża swojej kochanki Heleny Katarzyny Krzyżanowskiej. Od pewnego czasu próbuję rozwiązać zagadkę powiązań rodzinnych Kacpra Macocha s. Pawła (zakonnik Damazy) z Wacławem Ewarystem Macochem jego ofiarą, którego zakonnik Damazy zeswatał ze swoją kochanką Heleną Katarzyną Krzyżanowską.

W/g ówczesnej prasy, która rozpisywała się na ten temat i artykułów ukazujących się od czasu do czasu współcześnie, Damazy miał być raz bratem, innym razem bratem stryjecznym, a jeszcze kiedy indziej kuzynem. Mówi się o drugim bądź trzecim stopniu pokrewieństwa, a w akcie ślubu zamordowanego Wacława (Nr 307. Warszawa z 12.06.1910 roku) mówi się o dyspensie od przeszkody drugiego stopnia pokrewieństwa wydanej przez Warszawskiego Arcybiskupa i Metropolitę z dnia 25 maja 1910 pod numerem 18177.

Wiesław Macoch

Całość do pobrania w bibliotece.

22 września 2017 r. w Filharmonii Częstochowskiej, podczas Gali Ekonomii Społecznej, nasz Prezes Jacek Tomczyk odebrał z rąk prezydenta miasta Krzysztofa Matyjaszczyka i przewodniczącego rady miasta Zdzisława Wolskiego wyjątkowe wyróżnienie - nagrodę za działalność w III sektorze. Nagroda - statuetka autorstwa Mariusza Chrząstka i dyplom - ma prestiżowy charakter i jest przyznawana osobom szczególnie zaangażowanym w działalność organizacji pozarządowych.

Jacek Tomczyk został wyróżniony za stworzenie jednego z najbardziej aktywnych i rozpoznawalnych w skali kraju stowarzyszenia skupiającego genealogów amatorów i kierowanie nim przez 10 lat, integrację i aktywizację środowiska genealogów, aktywną współpracę z instytucjami.

Dołączamy się do kierowanych do Ciebie gratulacji i życzeń Jacku. Ta nagroda jest również dla nas wielkim wyróżnieniem!

Koleżanki i Koledzy z TGZC

1 Lipca
Ach! Ta Ada, ani myśli nas odwiedzić. Spodziewaliśmy się jej w piątek 29 czerwca – nie przyjechała, myśleliśmy, że dziś przyjedzie, nie przyjechała. Tak mi tęskno za nią. Ale trudno pewnie nie może, gdyby mogła to by przyjechała. Byłam dzisiaj jak zwykle w kościele św. Rodziny, kazanie miał ks. Zawadzki. Bardzo lubię tego księdza: taki prawdziwy kapłan, pełen powagi i godności. Znam w Częstochowie kilku księży, ze znanych mi najlepiej lubię dwóch ks. Mettlera i ks. Zawadzkiego. Ksiądz Mettler jest bardzo wykształcony i mądry, wiele podróżował, wiele zwiedzał krajów. Kiedy chodziłam na pensję do p. Sławikowskiej ksiądz ten udzielał nam religii, i w czasie lekcji opowiadał nam nieraz o swych podróżach. Ksiądz Zawadzki b. ładnie powiedział kazanie co znaczy „żyć z wiary” i co znaczy „żyć bez wiary”. Trafił mi wprost do serca. W ogóle mnie zawsze trafiają do duszy czy do serca wielkie mowy, kazania, przemówienia itp. Zachęcają do dobrego postępowania, do doskonałości, jednem słowem gdy mają na celu uszlachetnić duszę i serce. Bardzo się cieszę, że dość wcześnie spostrzegłam wady swojego charakteru i że mam sporo chęci do wykorzenienia ich. Staram się panować nad sobą, obserwować swe czyny, mowę i myśli, analizuję swe uczucia i czyny, z jakich one wypływają pobudek. Chętnie czytuję książki i artykuliki dopomagające przy pracy nad własnym charakterem. Żmudna to praca. Jednakże ten pojmie całą jej trudność, gdy zechce zastosować ją do siebie. Ileż to trzeba hartu woli, ażeby w każdej chwili, każdym dobrym uczynku umieć zapanować nad sobą. Znajduję bardzo trafne zdanie; Charakter to doskonale wyrobiona wola, które również doskonale znajdowała nasza zastępowa Lilka Hofman. Przez jakiś czas miałam zwątpienia co do potrzeby dążenia do udoskonalenia się, widząc naokół ludzi, którzy ani myślą o czemś podobnem, zajęci pracą za kawałek chleba, pozatem mających bardzo ograniczone dążenia. Lecz pozbyłam się ich wkrótce przypominając sobie ludzi którzy byli wielkimi i wiedli życie w dążeniu do doskonalenia, mając za cele Dobro, Piękno i Prawdę, które są również mymi celami. Ale to tak trudno czasem powstrzymać przykrego słowa dla otoczenia, powstrzymać się od czynu, który samokrytycyzm uznaje za zły i brzydki; trzeba jednak powtarzam pracować nad sobą. Tymczasem jeszcze mam wiele niedoskonałości i wad. Przed chwilą dostałam kartkę od Ady pisaną w dniu moich imienin. Pisze mi moja ukochana Ada, że siedzi sama w domu z dzieciakami, pogoda na dworze niemożliwa, i rozmyśla o mnie. Bardzo by chciała aby moje dążenia spełniły, żebym skończyła pensję i uniwersytet. Pyta jak przeszłam do 6-tej klasy i donosi, że przyjedzie w połowie lipca. Dopiero! Ja już tyle marzeń nasnułam o widzeniu się z nią, o jej przyjeździe. Ja teraz w czasie wakacji bardzo dużo myślę, i tęsknię. Prawie zawsze jestem sama i siedzę w domu, więc nic dziwnego, że tęsknię za wsią którą zawsze kochałam i kocham, tęsknię za towarzystwem, w ogóle tęsknię za weselszym życiem. Zazdroszczę tym którzy wyjechali na wieś i całą piersią oddychają powietrzem wiejskim, bawią się, odpoczywają i mogą nabrać sił do całorocznej pracy. Jak bym chciała wyjechać na kondycję do jakiegoś dworu, gdzie by były dziewczynki w równym wieku, abym mogła odpocząć całą duszą, oderwać się od tych trosk codziennych. Jestem przecież młoda i należy mi się jakiś odpoczynek i rozrywka i jakie to życie trudne. Ale, ale jest jeszcze teraz o wiele gorzej, ba ja jestem dzięki Bogu, dość zdrowa, więc mi pobyt w mieście nie wiele szkodzi, lecz ten jest chory i ma jeszcze trudniejsze warunki życiowe, temu gorzej. A wszystkiemu winna ta obrzydliwa wojna, trwająca już rok trzeci. I kiedy się skończy?

27 czerwca
Dziś padał deszcz, który spowodowała burza z błyskawicami i piorunami. Na szczęście nastąpiła po deszczu jak najlepsza pogoda. Bardzo tak lubię. Wczoraj dostałam od Ady kartę z powinszowaniem imienia, trochę spóźnioną. Nawzajem, ja jej wysłałam dziś, napisałam również do Kazika. Spodziewałam się, że Ada dziś przyjedzie, ale nie przyjechała, przyjedzie prawdopodobnie w końcu miesiąca, Strasznie mi się przykrzy, siedzę w domu i gotuję, gotuję i gotuję. Można przytem sfiksować. A przytem nie ma co jeść. Wszystkie moje koleżanki przeważnie powyjeżdżały, Hele Jędrzejewska również wyjeżdża do Brudzic. Nawet ona! Ja żądzę wszystkie koleżanki podług nauki i charakteru, dlatego też Heli J. nie lubię, a nawet ją (…….) gdyż ona źle się uczy i bez charakteru. Ja jestem strasznie zarozumiała, na pensji ciągle tylko myślałam o tem jak ja dobrze się uczę i porównywałam ze sobą inne. Te które uczą się źle, uważam za gorsze ode mnie. Jest w tem duża doza racji , ale i dużo zarozumiałości. W ogóle ja jestem bardzo zła i głupia, zarozumiała, pyszna itp. dlatego też postaram się o częstsze zapisywanie swych myśli i uczuć, z których najlepiej odsłoni się mój charakter. Napisała jednej z koleżanek w albumie: „Człowiek wtedy jest mądry, kiedy wie, że jest głupi” i byłam z niego ogromnie zadowolona, teraz inaczej się na to zapatruję i nie widzę w tym nic mądrego. Muszę przerwać gdyż trzeba gotować kolację, ale co to sama nie wiem. Och, żeby ta wojna się skończyła i czasy się zmieniły, żebym chociaż mogła wyjechać lub coś podobnego, a tu męcz się człowieku nad tem co będzie na kolację, na obiad, na śniadanie, jakbym nie była 16-letnią dziewczynką i do tego szóstoklasistką, tylko jakąś kucharką. Jakie to życie marne i nędzne i jakie głupie!

23 czerwca 1917 Sobota.
Więcej niż dwa miesiące nie zapisywałam swych wrażeń myśli i.t.p. z powodu różnych powodów… Ale mniejsza o to. Teraz będę częściej zaglądała do ciebie dzienniczku i powierzała ci myśli, gdyż mam wakacje. Dnia 9 czerwca skończyły się lekcje 12, 14 i 16 czerwca miałyśmy egzamina z polskiego pisemnego, algebry i polskiego ustnego kolejno. Ja miałam tylko z pisemnego polskiego, bo od ustnego i algebry zwolniono mnie na mocy dobrych stopni. Ale z polskiego niezbyt mi się powiodło, gdyż ja która zawsze pisze ćwiczenia klasowe na czystą piątkę, ćwiczenie egzaminacyjne na temat „Przyczyny rozwoju oświaty i literatury w XVI wieku” napisałam zaledwie na 4 - ! Na szczęście nie wpłynęło to na stopień roczny i kwartalny bo mam piątki. Cenzurę mam dobrą i jak powiedziała p. Sokołowska „śliczną”, lecz ja nie jestem zbyt zadowolona, gdyż mam na III kwartał cztery 4, a na rocznym aż pięć 4, reszta piątki. Spodziewałam się tylko dwóch czwórek z niemieckiego i francuskiego, myślałam bowiem, p.p. Dziuba i Kamiński postawią mi po piątce, tymczasem się na nich! Trudno, nikomu jednak o swych nadziejach nie mówiłam i o zawodzie również. Najlepszą cenzurę ma Zocha Chochołówna, miał bowiem tylko trzy 4, ale ona nie uczy się francuskiego, więc mamy prawie jednakowe. Pomimo wszystko jestem zadowolona z cenzury, gdyż ukarała mnie za zbytnią zarozumiałość, albowiem ciągle się uważałam za pierwszą w klasie, porównywałam się z innymi, które gorzej się uczą, jednym słowem uważałam się za coś lepszego i zawsze na myśli miałam swoje pierwszeństwo. A tu tymczasem nie, „dobrze ci pomyślałam sobie – tak byłaś pewna i tak się pyszniłaś, że cenzurę będziesz miała najlepszą”. We mnie są dwie odrębne istoty: jedna jest uosobieniem zalet, a druga wad; przy tem ta istota dodatnia krytykuje ciągle istotę ujemną, karci i upokarza. Kiedy więc pycha była obrażona i nie zadowolona z cenzury, skromność dążąca do uszlachetnienia mej duszy nie omieszkała jej przypomnieć i wytknąć złą. Co się stało, to się nie odstanie – za mało pracowałam, będę się starała poprawić w przyszłym roku. – Teraz muszę wspomnieć o pogodzie. Do pierwszego maja było zimno, słoty, śnieg. Lecz z dniem 1 maja przybyła wreszcie wiosna w całej pełni. Rozwinęły się listki kasztanów, lip, klonów, wiązów i bzów, zazieleniły się trawy, zakwitły stokrotki, jaskry rzeżuchy łąkowe, łąki wyglądały najładniej co parę dni zmieniały swą szatę: więc najprzód na szmaragdowym ich tle bieliły się rzeżuchy mleczne i stokrotki, następnie ozłociła się łąka zółtemi bradownikami to przysłoniły znów złociste również, ale wyższe i bujniejsze jaskry. Później zakwitły smółki i niezapominajki na żywozielonym tle łąki złoto było i różowo, a miejscami desenie blado-niebieskie. W ogóle łąki w tym roku wyglądały prześlicznie, a szczególnie bawiły oko tą kolejną rozmaitością barw. W żadnym roku nie zwracałam tyle uwagi na roślinność, ile w tym roku nie wiem czy przyczyniło się do tego spóźnienie wiosny i tęsknota za nią, czy niezwykła bujność roślinności, czy też to, że w tym roku uczyłam się botaniki. Prawdopodobnie wszystko po trochu. A ciepło, ciepło było ciągle. W połowie czerwca nastąpiły upały które zmieniły żywą zieleń trawników i łąk na żółto-brązowo-czerwoną barwę. Pragnęliśmy deszczów. Obecnie mamy deszczyk kapuśniaczek i upragniony chłód, ale już uprzykrzony bo jest porządnie zimno.

1 kwietnia 1917 Niedziela
Wczoraj byłyśmy u komunii św. a  w piątek u spowiedzi wielkanocnej, wczoraj również otrzymałyśmy cenzury. Moja cenzura jest dobra; mam tylko pięć czwórek a reszta (dziewięć) piątki, pomimo to nie jestem pierwszą uczennicą, gdyż Zocha Chochołówna ma tylko trzy czwórki, a więc ma cenzurę lepsza ode mnie. Nie smucę się jednak, nie pogorszyłam się z niczego tylko poprawiłam, będę się przytem starała lepiej uczyć w ostatnim tercjale. Wiosny jeszcze nie ma, w nocy z wtorku na środę była burza śnieżna, narobiła wiele szkody, połamała bowiem wiele drzew. W środę całe miasto, pola, ogrody, ulice pokryte były białym całunem, śniegu przy torze Kolei Kieleckiej było do kolan, wiatr zatykał oddech, z trudnością przebrnęłam na pensję. Prześlicznie jednak wyglądały drzewa; pod ciężarem jakby kwiecia chyliły się w niskim pokłonie, warkocze brzóz sięgały ziemi, a za najlżejszym poruszeniem sypały kaskady pyłu. Na podwórku przed naszym gmachem szkolnym, drzewa utworzyły olbrzymią altanę, która wyglądała jak świat pełen bajecznych dziwów. Kiedy zaś w czwartek ukazało się słońce, roziskrzyły się połaci drzewa, pierwsze oślepiły bogactwem dyamentowych blasków, drugie załamywały promienie słoneczne w gałęziach i wytwarzały jakieś cudnem pokryte kwieciem, osobliwe drzewa. Żelazne balkony wydziergane, wyrzeźbione, były z białej materii czy białego marmuru. Jednym słowem mieliśmy cudny krajobraz zimowy, który łatwo podziwiać, lecz trudno wyrazić w słowach. Ale zato później mieliśmy prawdziwie marcową pogodę topniejący śnieg wytworzył coś nieokreślonego, jakieś błoto błękitnej barwy który moczyło buciki i nogi. Obecnie obeschło cokolwiek, słoneczko grzeje i roztapia śnieg, który częściami pokrywa jeszcze pola ogrody i ulice. – Dziś palmowa niedziela, jakże jednak inną jest niż dawne! Przedewszystkim zwykle w palmową niedzielę wiosennie było wszędzie: czy to w rozwijających się listeczkach, czy w trawce zieleniejącej i z lekka żółtawej czy to wreszcie najbardziej i najbardziej w powietrzu, w śpiewie skowronka, w podmuchu chłodnego i ciepłego na przemian powietrza. A dziś? O jakie smutne jest to dziś, nie tyle ze względu na przygodę, ile ze względu trudnych warunków życia codziennego. Dawniej marzyło się o świętach, o pisankach wielkanocnych, o świeconym, o uroczystościach kościelnych, o wszystkim co jest związane z tradycjami Świąt Wielkiejnocy. Dziś żyje się tylko wspomnieniami o dawnych upragnionych świętach, które w chwili obecnej stają się ciężarem niemal pod względem materialnym, - dziś żyje się również nadzieją lepszej przyszłości. Może daj Bóg, przyszłą Wielkanoc spędzimy lepiej, lepiej zrozumiemy tajemnicę boską, gdy Polska, ojczyzna ukochana zmartwychwstanie. O tak, teraz kiedy świat cały walczy ze sobą, kiedy narody wszystkie powstały przeciw sobie, słuszne czy nie słuszne mające przyczyny, i my mamy prawo spodziewać się lepszego jutra. Bądź wola Twoja Panie, Tyś sprawiedliwy.

19 marca poniedziałek 1917.
Już przeszła większa część marca, a na dworze wcale, ale to wcale nie słychać o wiośnie! Zimno jak w grudniu lub styczniu, przytem woda niemożliwa, gdyż wieczorem śnieg topnieje, a z rana wraca mróz i ślizgawica. Czyż to nie okropne? Głód i zimno! bo i jeść nie ma co. Ciągle można słyszeć: „Ach żeby było już lato” – a tu jakby umyślnie słońce nie raczy wyjrzeć z poza gęstych chmur, tylko pada śnieg lub deszcz na zmianę.  Wczoraj była u nas Ada, ale bardzo krótko, bo od godziny 6 ½ do 8 1/2 , cóż znaczy taka krótka wizyta w domu rodzinnym? Każdy chce opowiedzieć wszystko co mu tylko leży na duszy i sercu, lecz myśląc że to tak mało czasu zapomina i nie wie o co mówić. Do tej pory mieszkają jeszcze w Lipiczu gdyż w mieście żyć, to wprost coś niemożliwego. Drożyzna taka, że już brakuje słów do wyrażenia swego oburzenia na tą wojnę. W Lipiczu mają co jeść, ale nie mają czem palić dlatego ogromnie się denerwują i irytują. Moja kochana Ada przywiozła mi słownik polsko-niemiecki Kautera jakże jej jestem wdzięczna! Zostawiła mi również na drobne wydatki 50 kop. Januszek i Grażynka podobno bardzo wyrośli Januszek bardzo już dobrze mówi. Co do mnie – to lekcje idą mi bardzo łatwo niedługo bo prawdopodobnie 31 marca otrzymamy cenzury. Oby tylko była dobra i żeby moja kochana Adziula ucieszyła się z niej. Stosunki koleżeńskie również w porządku; ponieważ jako pierwsza uczennica w klasie umiem wszystko (?) najlepiej, naturalnie podług mniemania koleżanek więc wszystkie uciekają się do mej pomocy, o ile mogę i umie pomagam chętnie wszystkim, lecz czasami nie mam chęci, więc wymawiam się brakiem czasu lun nieumiejętnością. Zdarza się to jedna dość rzadko, gdyż staram się przemóc wrodzone lenistwo, i być dla wszystkich uczynną i uprzejmą jako harcerka. Koleżanki ciągle mi prawią komplementy na temat mej uczciwości i mądrości jak mówiła Hanka Wrzeczkówna uważają mię jako najmądrzejszą z całej klasy. Zosia Meksówna podziwia mię zawsze i ogromnie wierzy w to co ja mówię, pomimo tego że tłumaczę wszystkim z osobna, że wcale nie jestem mądrą, bo cóż za mądrość jak się przypadkiem coś wie lub umie. Ale gdzie tam bo mówią! „idealne dziecko” mówią o mnie Zosia, Wisia. Staram się być rozumną i dobrą, to prawda, ale daleko mi do jakiejkolwiek mądrości i dobroci. Może, może kiedyś będę lepszą i mądrzejszą przy usilnych staraniach.

28 stycznia 1917. Niedziela  Bardzo mało mogę teraz pisać w dzienniku, gdyż….. nie mam czasu!  Wiem, że to leniwych wymówka; nie mam czasu, więc ze wstydem muszę wyznać że i ja należę do leniwych. Ale nie, ja się poprawię, ja nie mogę być leniwą, bo to przedewszystkim grzech i szkoda dla społeczeństwa, gdyż z późniaków wyrastają leniwi ludzie. Tak !, ja muszę się poprawić i ja muszę być lepszą doskonalszą, bo tyle mam wad, tyle ułomności, a ojczyźnie ukochanej potrzeba dzielnych ludzi. Dzielnych kobiet, szczególnie teraz. Chłopcy przygotowują się do wojska , pójdą gdy ojczyzna zawoła, walczyć o jej niepodległość, a mu dziewczęta co mamy robić? Oto powinnyśmy również walczyć, choć może z większym wrogiem bo z samą sobą, ze swojemi wadami, uczyć się pilnie, wytrwale, żeby w przyszłości stanąć do boju z życiem. Być kobietą - polką w całym tego słowa znaczeniu, dziewczęciem polskim, pracowitem, pilnem, dzielnym. O jakbym tak chciała, tak bardzo chciała, abym w przyszłości pożyteczną była krajowi, moim współziomkom i wszystkim ludziom ! Chciałabym pracować dla ludu, rozświecać te ciemne umysły, to płowe czupryny wiejskich dzieci ja tak kocham, tak kocham! O boże! daj mi wytrwałości więcej, cierpliwości w pracy nad sobą ! W klasie z Winką Luksówną Zosią Meksówną, Maniusią Sokołowską i Kazią Łappówną rozmawiamy i marzymy o przyszłości, o tem co będziemy robić po skończeniu pensji. Zosia i Winka chciałyby być na wsi nauczycielkami, Kazia chciałaby wyjść za mąż, mieć męża ładnego i bogatego, bawić, czytać i nic więcej. Maniusia cudnie pisze, - więc poetka w przyszłości. Ja znów chciałabym iść na uniwerek na co to jeszcze nie wiem – a potem uczyć pracować dla społeczeństwa. Ja tak bym chciała, ale teraz jestem zła, niedobra – czy zemnie będzie co dobrego? Może się poprawię, będę się o to usilnie starać. Mamy w domu nie ma wyjechała do Koniecpola, w czwartek 18 stycznia, na wesele Walerki Ziętalowej z jakimś Ślusarczykiem, bardzo nam się przykrzy. Na dworze silny mróz trzyma tak od trzech tygodni. Ada pisała list 22-ego bardzo się o nas martwi, odpisałam jej, że dajemy jakoś dotąd radę. Lekcje idą mi łatwo, tylko ogromnie chciałabym mieć słowniki francuski i niemiecki ! Wszystkiego chciałabym ale to niemożliwe bo skąd je wezmę ? a jednak bardzo chcę je mieć, może jaki dobry duch mi je ześle. Żeby to, ale to nie tak łatwo odwoływać się do dobrych duchów.

Poniedziałek 1 styczeń 1917.
W tym roku mamy dużo świąt mianowicie; na Boże Narodzenie były 3 dni świąt, na Nowy Rok 2 dni, i na Trzy Króle 2 dni.  Lubię bardzo święta, gdyż nie potrzeba wiele robić, a można za to swobodnie czytać książki, bo w powszedni dzień, mama lub ojciec ujrzawszy, że czytam zaraz wynajdują robotę i każą robić. Ja wcale nie mam zdolności, …… i chęci do domowych zajęć, lecz ciągle tylko uczyłabym się i czytała. Nie rozumiem zaś tych którzy stronią od nauki i książki; przecież to bardzo przyjemne wzbogacać swój umysł codziennie wiadomościami czytać książki historyczne, przyrodnicze lub psychologiczne. Manie najmocniej zajmuje psychologia, bardzo lubię obserwować charaktery różnych ludzi, obserwować swoich najbliższych, koleżanki albo też własny swój charakter, Najtrudniej poznać siebie lecz bardzo to jest ciekawe.

Środa 27 grudnia 1916 roku.
Do klasy piątej zostałam przyjęta i płacę tylko 5 rubli miesięcznie. Już za cały rok zapłacono, bo pan Okuszko udziela u nas w siódmej klasie psychologii, więc Ada ma podwyższoną pensję i zapłaciła za mnie. Przynajmniej nie potrzebuję się martwić o to, że nie dostanę cenzury. Na ten kwartał otrzymałyśmy cenzury 21 grudnia. Ja mam najlepszą cenzurę z całej klasy, a zatem jestem pierwszą uczennicą. Nauczycielki są te same co i w zeszłym roku, brakuje tylko panny Paszkowskiej, a jej miejsce zajmuje p. Jabłonowski, b. wykształcony ale jest garbaty i chorowity gdyż opuszcza ciągle lekcje. Stopnie stawia również srogie bo tylko ja mam czystą czwórkę  z polskiego i Chochołówna 4- na cenzurze. Nasza klasa nieszczególnie się uczy, pod względem nauki zajmuje dziewiąte, to jest przedostatnie miejsce, ostatnie zaś zajmuje klasa czwarta. Pod względem sprawowania zajmujemy szóste miejsce, ostatnie miejsce zajmuje klasa szósta. Ogromnie są zdolne w szóstej klasie, ale ogromne łobuzy, często urządzają jakieś figle. Niedawno zabarykadowały drzwi w pokoju nauczycielskim gdzie znajdowały się nauczycielki i nauczyciele. Zostały ukarane dość lekko pomniejszono im tylko stopnie za sprawowania i usłyszały reprymendę od przełożonej i księdza, najwięcej usłyszała morałów Carmen Bianco, gdyż ona niemi dowodziła. Nasza pensja zajmuje teraz trzypiętrowy dom, specjalnie na ten cel zbudowany. W klasie nosimy pantofle, a buciki zostawiamy w garderobie zawieszone w woreczkach, oznaczone imieniem i nazwiskiem. Dotychczas zginęła tylko jedna para bucików Kaufmanównie  z 6-ej klasy, były brązowe z długimi cholewkami i kosztowały 35 rubli. Dnia 1 listopada Oleś odszedł ze składu i jest obecnie w domu. Ada jest dotychczas u p.p. Okuszków, na święta wcale nie przyjechała. Wojna ma trwać jeszcze 13 miesięcy, wszystko coraz droższe mydło kosztuje funt 3-4 rubli, nafta litr 90-130 kop. Mąka wpięć sześć razy droższa. Na święta w tym roku mieliśmy dość chleba, ale bardzo mało mięsa. Kolacja wigilijna składała się: z kapusty, fasoli, zupy grzybowej z kaszą, dwóch śledzi, paluszków z żytniej mąki z makiem, jabłek i herbaty. Jedząc kolację myśleliśmy o przyszłem Bożem Narodzeniu, jakie też będą przyszłe święta na pewno o wiele gorsze. Chleb teraz jadamy ogromnie czarny z jakiejś mieszaniny. Mięso jadamy bardzo rzadko. Święta spędziłam siedząc w domu i czytając książki mamy święta do 8 stycznia.

Logowanie