24 kwietnia piątek. Rano wczas przed 7-mą wybuchł gdzieś pożar, wszyscy u nas się pozrywali. Józek prędko jak nigdy się ubrał i poszedł, a raczej poleciał zobaczyć gdzie pożar. Jak się okazało pożar wybuchł w domu Krawczyk. Rozniosła się pogłoska, że w wigilię tego pożaru Kr. wymówił lokatorom mieszkania mówiąc, że będzie dom rozwalał. Staruszek jeden nie miał się gdzie wynieść i dzisiaj poparzył się. Ada poszła później do zakładu, Oleś i Józek również. Przy śniadaniu nalałam sobie herbaty, a mama mi odebrała da siebie. Potem szyłam sobie dywanik z derki. Po obiedzie zmywałam i uprałam sobie i Adzie chustki z pierwszego brudu. Na wieczór widziałam się z Helą pożyczyła mi książkę „Adę” Kraszewskiego. Ada przyniosła fotografię, co się fotografowała z zakładu, wyszła dobrze, najgorzej wyszła J.W.

W tej chwili tata drzemie, a Oleś mówi za 5 10-ta. Ada szyje z rafii pantofel, dzieci śpią, mama tez. Ja siedzę naprzeciw Ady, a Oleś koło mnie 10-a wieczór. Cisza… słychać skrzypienie mego pióra, chrapanie dzieci i taty, oraz od czasu do czasu ciche szczekanie naszych psów.


Logowanie