Piątek 10 lipca nie mogłam znaleźć mojego pamiętnika, zaczęłam się martwić. Tymczasem po „Ojcze nasz” i „Zdrowaś” na intencję znalezienia i mnóstwem szukania znalazłam pod poduszką mamy łóżka.. Teraz godzina za 10 m. 9 a. Wstaję teraz b.późno, bo nie ma, kto obudzić, jak Ada była to mię zawsze wcześniej budziła. Nie wiem jak ja wytrzymam bez Ady i beż książek. Wyciągłam po południu „Jana Kochanowskiego” Nehringa i czytałam. Dawniej nie chciałam słyszeć o „Kochanowskim” (naturalnie tylko o tej książce), że taka nudna, a dziś czytam z zajęciem. Lekcja z samouczka francuskiego idzie mi nieźle, umię już więcej po francusku. Obserwowałam Jankę szła do sklepu z taką, kokietezją że można było pękać. Od pierwszego wejrzenia jest ładną i miłą w mowie. Lecz obserwować ją od strony życia codziennego to aż strach: Klnie, kłuci się, a czasem to i od matki kijem dostanie. Ile razy idzie to zawsze się ogląda czy patrzą na nią. Ciemno jest będę pisać przy lampie. Wyszliśmy z Tadziem spotkać mamę aż do kanału. Mama dała mi dwa jabłka i agrestu garść. Koło furtki spotkałam się z kuzynem Heli, Franciszkiem, który mi się przyglądał, zapewne myślał, że to Janka. Dzisiaj padał deszczyk, z czego ojciec wróży, że będzie przez 7 tygodni.

11 ½ ej

 


Logowanie