Świąteczne Hejhej!
Ja nie gorszy i też dorzucę.
Mój dziadek, który lubił i umiał dobrze podjeść, urodził się 120 lat temu w okolicach Przybynowa i przyniósł stamtąd do Dąbrowy Górniczej trochę obyczajów:
1/ nazwę "pieczonki". Zięć, pochodzący z Zawiercia, twierdzi że to "prażonki".
2/ marchewka czy buraczek? I jedno i drugie, ale marchewki ciutkę (bo mdła) a buraczka tylko dla koloru. Zięć z Zawiercia twierdzi że buraka absolutnie nie wolno. I bądź tu mądry
3/ naczynie: w domu (50 lat temu) nazywało się toto "sagankiem". Był to żeliwny garnek z dwoma uchami, o średnicy ok. 30 cm i podobnej wysokości, z ciężką pokrywą z uchwytem. I garnek i pokrywa były wewnątrz emaliowane (kiedyś-tam) i poobijane (za moich czasów). Garnek ustawiało się na dwóch piramidkach z cegieł (albo ich odpowiedników z wapienia, którego w Jurze więcej niż mieczów pod Grunwaldem), a pomiędzy nimi rozpalało ogień. Garnek opierał się tylko na krawędziach, co zawsze sprawiało problemy z zachowaniem (jego) równowagi.
4/ nakrycie: właściwa treść była nakrywana kolejno: dużym i zdrowym liściem kapusty (a lepiej dwoma), okrągłym płatem świeżej darniny o średnicy ściśle dopasowanej do średnicy saganka (zielonym w dół), ciężką pokrywą a na koniec kamieniami i cegłami w dokładnej ilości "ile wlazło i nie pospadało".
5/ rytuały:
5.1./ czas oczekiwania na specyjały z garnka dłużył się niemiłosiernie, toteż amatorzy wyżerki umilali go sobie podnosząc ciężary (przeważnie) nie większe niż 50 gram. Po przeprowadzonej resocjalizacji, wprawdzie ciężary stały się cięższe, ale za to ich treść stanowił "Egri Bikaver" lub specyfik równoważny co do wartości smakowych i energetyzujących.
5.2/ moment zdjęcia czyli hasło "do gara". Odpowiednio wyszkolony dyżurny (najczęściej bierny uczestnik rytuału 1.) miał za zadanie co jakiś czas - w trakcie podsycania bądź "studzenia" ognia - przeprowadzać obserwacje w zakresie "sposobu pienienia się i charakteru skwierczenia śliny, którą uprzednio własnoustnie nanosił był na boczną powierzchnię garnka". W odpowiednim momencie podawał gromkim głosem wymienione hasło i wtedy rytuał 1., na jakiś (niedługi) czas ulegał zawieszeniu.
6/ przygody: Zdarzyło się tak, że nieodpowiedzialny dyżurny aktywnie uczestniczył w rytuale 1., co w sposób skuteczny wpłynęło na jego zmysły postrzegania i słyszenia. Skutek był taki, że darń się rozgotowała, pokonała kapuścianą barierę i wymieszała z treścią właściwą. Do końca dni swoich nie zapomnę wszechobecnych ciemności (bo i ognisko przygasło) i zgrzytania piasku między zębami. A cooo - miało się zmarnować?
Na zakończenie: jeszcze teraz na terenie Zawiercia ktoś po cichu robi garnki do pieczonek (zakręcane i na trzech nóżkach) ale bliższych namiarów nie mam.
Pozdrowienia
Kazik