W jakim stopniu do wyszukiwania przodków z najdawniejszych czasów wystarczy wyszukiwarka imion i nazwisk? To zależy od tego, na ile możemy polegać na naszej znajomości nazwisk naszych przodków. Popatrzmy, jak ta sprawa wygląda na przykładzie parafii Koziegłówki z lat 1642-1737.
Za ten okres dysponujemy metrykami chrztów - było ich około 4400 (istnieją w nich kilkuletnie luki około roku 1660, ale nie będą miały dla naszych rozważań kluczowego znaczenia). Dysponujemy też metrykami zaślubionych, od roku 1684 - choć też z kilkuletnią luką, tuż po 1730. Metryk slubów jest około 640, czyli razem to ponad 5000 wpisów. Jak pisałem kilka odcinków temu, z rocznej liczby chrztów w parafii można wydedukować, iż parafia mogła liczyć 1000-2000 dusz. Ile w takiej populacji mogło być nazwisk? Kilkaset. I to raczej nie 500, ale mniej, bo połowę wymienionych ludzi powinny stanowić dzieci, a te powinny nosić nazwisko po ojcu, podobnie żony; także dziadkowie i wnukowie (w linii męskiej) „powinni” nosić to samo nazwisko. W dodatku niektóre popularniejsze nazwiska powinny nosić osoby z kilku spokrewnionych rodzin (bracia, stryjowie). Czyli oczekujemy może 200, może 400 nazwisk. No, niechby 500, gdyby uwzględnić, że w ciągu 100 lat (3 pokolenia) trochę mężczyzn mogło do parafii przybyć z zewnątrz, przynosząc nowe nazwiska (przy ślubach rejestrowano, że w około 75% oboje nowożeńców pochodziło z miejscowej parafii, więc napływ „imigrantów” nie mógł być duży, zapewne kilkanaście procent na pokolenie).
A co znajdziemy, oglądając indeksację? Połączyłem indeksy chrztów i ślubów, ustawiłem owe 5000 wpisów według nazwisk ojców/mężów, i policzyłem, ile różnych form nazwisk znalazło się w indeksie. Brałem przy tym pod uwagę takie formy nazwiska, jakie odczytaliśmy (ja i częściowo p. Witold Strąk) bezpośrednio z metryk kościelnych, czyli ze wszystkimi szczegółami brzmienia i wersjami pisowni. I okazało się, że tych form nazwisk jest... około 1900. Szok. Więcej „nazwisk” niż w parafii jednorazowo mogło być mieszkańców. To mogłoby być prawdą, gdyby ludność wymieniała się co pokolenie, szybciej niż w dzisiejszym Nowym Jorku. Ale to była zwykła, chłopska, prowincjonalna, parafia. Niemożliwe.
Czyli jednoznaczny wniosek: dla naszych przodków z XVII czy XVIII wieku (może oprócz szlachty i najzamożniejszych chłopów) większej różnicy między Musiał, Musialik, Musialczyk czy Musialski nie było, podobnie jak między Noga, Nozka, Noska, Noszczyk czy Nosczyk. Te różnice są istotne może w XIX wieku, ale nie wcześniej.
Sprawdziłem dalej, co by się stało, gdyby „na wyczucie” poupraszczać grupy podobnie brzmiących nazwisk do podstawowej formy nazwiska, np. w opisanych przypadkach zostawić tylko formy „Musiał” i „Noga”. Zindeksowany plik nabrał trochę logiki i liczba „nazwisk” zarejestrowanych w parafii na przestrzeni 100 lat zmalała o połowę. Ale nawet gdyby odliczyć kilkadziesiąt nazwisk trudnych do odczytania, to wciąż ponad 800 nazwisk. 800 rodów w parafii liczącej nieco ponad 1000 osób? Nadal niemożliwe. Pozostaje pogodzenie się z faktem, że przynajmniej połowa zarejestrowanych „nazwisk” to chwilowe przezwiska, użyte czasem raz, czasem kilka razy, a potem przyjęte na stałe albo zapomniane. Koszmar genealoga. Wyszukiwarka tego nie załatwi.
Czy można więc dociec, jak się „naprawdę” nazywał ktoś, kogo „nazwisko” pojawia się raz i jest ewidentnie „błędne”? Albo jak odszukać w metrykach naszego przodka, który w parafii żył, ale jakby się w niej nie urodził? Otóż znaczną część takich „beznadziejnych przypadków” można wyjaśnić, stosując trochę logiki i trochę statystyki. O tym, jak to zrobić, w następnych odcinkach.