Jak można wykryć i z dużym prawdopodobieństwem zidentyfikować przezwiska, było w poprzednim odcinku. Teraz będzie, kiedy prawdopodobieństwo identyfikacji można jeszcze bardziej wzmocnić.
Jeszcze raz podkreślmy, że bardzo niedoceniany argument to rytm urodzin.
Oto w latach 1673-1686 rodzą się na przemian dzieci Andrzejowi i Łucji Piekarzom oraz Andrzejowi i Łucji Oczkowskim z Koziegłówek. Na przemian, po troje dzieci każdej z tych par. Jeśli założyć, że zbieżność obu imion jest nieprzypadkowa, i że mimo różnego nazwiska to jest ta sama para, mamy regularny, zwykły rytm rodzenia dzieci - średnio jedno co 2,5-3 lata. Jeśli założyć, że są to dwie różne pary, musimy przyjąć, że OBIE były biologicznie nietypowe: każda rodziła dzieci co 4-6 lat. A jak wiemy, w parafii Koziegłówki w tamtym czasie prawdopodobieństwo, że para urodzi kolejne dziecko dopiero po 5-letniej przerwie, jest mniejsze niż 10%, czyli 0,1. Prawdopodobieństwo, że jedna para zrobi tak dwa razy, jest mniejsze niż 0,1*0,1 = 0,01, tzn. 1: 100, a że trzy razy - 1 : 1000, a że tak zrobią równocześnie dwie pary, 1 : 1 000 000, a że przy tym mają identyczne imiona, mieszkają w tej samej miejscowości w tym samym czasie, a mimo wszystko żaden z dziewięciomiesięcznych okresów ciąży jednej pary ani razu się nie nałożył na okres ciąży drugiej pary - to już zakrawa na cud.
Inny sposób dowodzenia to zbadanie sensu przezwiska. Oto w 1711 roku Adam Zimoń żeni się z Apolonią Noszczykówną. W latach 1713, 1714 i 1717 rodzą im się dzieci (wszystko dzieje się w Lgocie). Ale jeszcze w 1711 roku, miesiąc po ślubie Adama z Apolonią, w tej samej Lgocie rodzi się dziecko Adama i Apolonii, tylko o nazwisku Noga. Czy to może być inna para? Mało prawdopodobne - dwie Apolonie rodzące w tej samej Lgocie w tym samym czasie dzieci swym mężom Adamom to byłby za duży zbieg okoliczności. Po prostu: Adam Zimoń jednorazowo został określony rodowym przezwiskiem żony (Noga to „poważniejsza” forma mniej poważnego Noszczyka, fakt urodzenia się dziecka w miesiąc po ślubie nie był niczym rzadkim). Przypadków, gdy użycie nazwiska żony jest ewidentne, widać w parafii Koziegłówki w tamtym okresie przynajmniej kilkanaście. Zresztą, niekoniecznie musiało to być nazwisko żony jako osoby - może wystarczyło, by się nowożeniec wprowadził np. do chałupy Nogów, i stawał się Nogą?
Inny przykład. W 1698 roku biorą ślub Marcin Mucha i Agnieszka Opara z Kuźnicy. Nie znajdujemy w parafii żadnych dzieci Marcina Muchy i Agnieszki - czyżby byli bezdzietni? Ale sprawdzamy, czy po 1698 roku nie rodzą się czasem w Kuźnicy dzieci jakichś innych Marcinów i Agnieszek. Owszem, rodzą się: akurat od 1698 roku, kolejno cztery, w przepisowych odstępach: 1698, 1701, 1704, 1708. Ale są to dzieci Agnieszki i Marcina nie Muchy, ale Florka. Czy to może być inna para? Gdyby zgadzały się tylko imiona rodziców (dość popularne), powiedziałbym, że a nuż to przypadek. Ale jeśli zgadza się miejscowość i czas rodzenia dzieci - rozsądniej będzie przyjąć, że Marcina Muchę potocznie zwano Florkiem. Czy na tym poprzestaniemy? Nie. Sprawdźmy, czemu Marcin mógł być Florek.
Wyszukujemy w bazie danych (np. Excel) wszystkie dzieci Florianów. Korzystamy z faktu, że to wówczas rzadkie imię. Florianowie byli w 100 letnim okresie zaledwie cztery razy ojcami. Ale wśród nich jest dowód na prawdziwość utożsamienia: w 1669 urodził się Marcin Mucha, syn Floriana. Właśnie w Kuźnicy. W 1698 roku ma 29 lat. W sam raz na ożenek. Jasne, że mogli na niego wołać „Florek”. Gdybyśmy tego nie założyli, z jednej rodziny zrobilibyśmy dwie. Mamy obowiązek założyć, że Marcin Mucha = Marcin Florek. Szansa, że mamy do czynienia ze zmasowanymi zbiegami okoliczności, jest właściwie zerowa.
Przypadków, gdy zamiast „rodowego nazwiska” użyto przezwiska pochodzącego od imienia ojca, można zapewne na 5000 wpisów naliczyć setki. Z moich przodków na przykład Marcjan Konieczny z Markowic miał wiele dzieci, które używały przezwiska „Marcjan”, „Marcjanik” i „Konieczny” - i to nawet w drugim pokoleniu. To samo dotyczy potomków Jerzego Noszczyka z Mysłowa, do których na wiele pokoleń przylgnęło przezwisko (a potem już nazwisko) „Jurczyk”. W tym wypadku podejrzenia potwierdził ksiądz, zapisując przy jednym z chrztów: Jurczyk vel Noszczyk. Ale choćby i ksiądz nie potwierdził, dałoby się to stwierdzić.