Poprzednio pisałem o tym, jak się przekonujemy, że część metryk zawiera oczywiste błędy. A jakie błędy są mniej oczywiste?
Podczas analizy akt z Koziegłówek odniosłem wrażenie, że najczęstsza kategoria błędu to błędne wpisanie imienia matki podczas chrztu dziecka. Weźmy taki przykład. W 1719 bierze ślub Wojciech Suchorek z Kuźnicy z Heleną Buląnką z Lgoty. W 1728 roku rodzi im się syn. Ale pamiętamy, że jeśli jakaś para nie miała dziecka w ciągu trzech lat po ślubie, to na 90% nie miała go w ogóle. A tutaj pierwsze (i jedyne) dziecko rodzi się 9 lat po ślubie. Teoretycznie jest to możliwe, ale powinno budzić w nas podejrzliwość. Równocześnie w tejże Kuźnicy, w latach 1720, 1722 i 1725 (i tylko wtedy!) rodzą się dzieci Wojciecha i... Elżbiety Suchorków, choć taka para ślubu w Koziegłówkach nie zawierała. Czy mogło żyć w tym samym czasie w Kuźnicy dwóch Wojciechów Suchorków, jeden ożeniony z Heleną z Lgoty, a drugi z jakąś Elżbietą? Teoretycznie mogło. Ale tylko teoretycznie, bo to nazwisko rzadkie w parafii. Akt chrztu Wojciecha Suchorka (z 1678 roku) istnieje, ale jeden, a potrzeba Wojciechów dwóch.
Patrzmy dalej: jaka jest szansa, że Wojciech i Elżbieta Suchorkowie mają dzieci dokładnie w czasie, kiedy na dzieci czekają Wojciech i Helena, a w dodatku Elżbieta Suchorkowa przestaje rodzić dzieci dokładnie wtedy, gdy po długich 9 latach chrzczą dziecko Heleny Suchorkowej? Szansa na to jest znikoma. Można by ją ocenić, szacując liczbę dorosłych mieszkańców parafii, uwzględniając częstość występowania imion Wojciech, Helena i Elżbieta, szansę, że para nie ma dziecka przez 9 lat, szansę, że jeden Wojciech Suchorek został zapisany, a drugi Wojciech Suchorek nie, oraz prawdopodobieństwo, że ciąże dwóch żyjących równocześnie kobiet w okresie 10 lat nie nałożą się na siebie ani razu. Dokładna ocena tego prawdopodobieństwa byłaby dość trudne, ale myślę, że wyszłoby dużo, dużo mniej niż 1 : 100.
Zatem bez wielkiego ryzyka błędu nie tyle możemy, co POWINNIŚMY przyjąć, że Helena i Elżbieta to ta sama osoba. Jeśli takiej „korekty” nie przeprowadzimy, to na 99% tworzymy w parafii odrębną, nieistniejącą rodzinę. A jak widzieliśmy wcześniej, rezygnując z "korekt" otrzymujemy nonsensownie duże liczby rodzin w parafii.
Możemy zresztą dodać jeszcze jeden argument. Dziś zdrabniamy: Hela i Ela. Po łacinie niektórzy pisali: Helizabetha. O pomyłkę nietrudno. Śledząc kolejne pary małżonków i imiona matek raz po raz napotykamy podejrzenia, że ksiądz się co jakiś czas mylił. Najczęściej mylił imiona zaczynające się od tej samej litery: Agatę i Agnieszkę, Rozalię z Reginą, Zofię z Zuzanną, Magdalenę z Małgorzatą. Zapewne notował sobie dane rodziców gdzieś na karteluszku, skrótami, albo polegał na swojej pamięci, a potem przenosił wszystko do księgi parafialnej. Bezbłędny nie był - to już wiemy, przecież w 1% przypadków kogoś w ogóle zapominał wpisać.
Zakładając takie pomyłki, właściwie za każdym razem można się przekonać, że „skorygowanej” parze dziecko w „cudowny” sposób rodzi się dokładnie wtedy, kiedy inna para o podobnych imionach, nazwisku i miejscu zamieszkania ma zaskakująco długą, kilkuletnią przerwę w rodzeniu dzieci. Na dziesiątki wpisów, w których założyłem, że ksiądz się pomylił przy wpisywaniu imienia, tylko w dwu czy trzech przypadkach analiza odstępów między urodzeniami dzieci wykluczyła jego pomyłkę.
Gdy się śledzi tylko jedną, własną rodzinę, konieczność takich korekt można przeoczyć. Gdy się analizuje dane dotyczące całej parafii, stają się one ewidentne. Nie ma ich więcej niż kilka procent wpisów, co mieści się w granicach rozsądku. „Korygując” wpisy w zgodzie z logiką trzeba też wziąć pod uwagę, że czasami metryka jest poprawna, a błąd popełniła osoba wpisująca dane do komputera. Gdy indeks metryk ślubów sprawdzał po mnie p. Witold Strąk, okazało się, że też w kilku procentach przypadków popełniłem błędy. Gdy sądzimy, że widzimy błąd, zerknijmy jeszcze raz do oryginalnych metryk.